Wrzesień to smutny miesiąc w historii Polski, szczególnie ten z 1939 r. Przypominamy wspomnienia Pana Stefana Jeronima o wysadzeniu mostu w Strudze i zemście Niemców, którzy kazali okolicznym mieszkańcom szukać min, chodząc po piaszczystych brzegach rzeki. Relację spisał i przygotował Pan Ryszard Marian Sawicki, regionalista, pasjonat lokalnej historii.
Zapraszamy do lektury!
Struga 1939 r. Żywy łańcuch.
Struga w nowej powojennej rzeczywistości utraciła rangę miejscowości wypoczynku relaksu i rozrywki. Coraz mniej modne stawały się przejażdżki do Strugi, ale z racji ładnego położenia, urokliwej rzeczki wijącej się wśród lasów, chętnie zaglądali tu mieszkańcy okolicznych miejscowości.
Doskonale zachowała się w pamięci jazda na rowerowej ramie z ojcem do Strugi. Była niedziela, pogoda zachęcała do przejażdżki. Jechaliśmy drogą szutrową z nawierzchnią kamienną, utwardzoną tłuczniem, obecną ulicą Spacerową. Nagle droga urwała się przed nami. O kontynuacji jazdy nie było mowy. Przyczyną końca dalszej jazdy był brak mostu na rzece. Schodzimy do brzegu. Widać było, że istniała tu kiedyś przeprawa mostowa. Po istniejącym tu moście pozostały resztki wystających z wody izbic i podpór mostowych. Przepływająca woda płynęła wartkim nurtem pomiędzy wystającymi resztkami mostowych pozostałości. Jakieś deski rzucone niedbale tworzyły mało bezpieczne przejście. Po upływie wielu lat relacja pana Stefana Jeronim pozwoliła poznać historię zniszczonego mostu. ,,Była połowa września” opowiada pan Stefan. „Jechaliśmy z bratem Czesławem rowerami od Nieporętu. Zmierzaliśmy do Warszawy. Tam miałem rodzinę i nadzieję, że może łatwiej będzie przeczekać niemiecką okupację”. I ten pamiętny most w Strudze nie wiem czy po tylu latach do niego trafię.
Mostów w Strudze nie ma dużo. Myślę, że na pewno znajdziemy ten właściwy. Pamiętna wyprawa rowerowa z ojcem zaczyna mi się kojarzyć z historią pana Stefana. To na pewno tam. Wiem gdzie jechać. Ruszamy. Zatrzymujemy się na poboczu. Przed nami most. Wysiadamy. Pan Stefan rozgląda się. ,,Jakby w tym miejscu” – patrzy niepewnie, ,,ale miejsce wygląda trochę inaczej. Wtedy przy rzece były łachy piasku”- dodaje.
Mostów w Strudze jest trzy i tak było w przeszłości – mówię do pana Stefana. Jeden tu, gdzie teraz stoimy, a drugi na szosie do Nieporętu przed skrzyżowaniem do Radzymina. Trzeci na szosie Warszawa – Radzymin.
Od pamiętnego z 1939 roku krajobraz uległ zmianie. Zmienił go człowiek budując w tym miejscu solidny żelbetowy most. Zmieniła go przyroda pokrywając połacie Strużańskich piasków zielenią traw. Tylko rzędna drogi jest ta sama. Biegnie w tych samych osiach, gdy budowano ją w carskich czasach.
,,Tak zdecydowanie to było w tym miejscu” upewnia się pan Stefan. Trochę wzruszony przypomnieniem tamtego zdarzenia.
,,Jadąc z Nieporętu przed Strugą zobaczyliśmy Niemców, więc skręciliśmy w drogę biegnącą w prawo, chcąc ich ominąć. Przejechaliśmy ponad kilometr i natknęliśmy się ponownie na innych Niemców. Zatrzymali nas, wrogo się do nas odnosząc. Obok stało więcej już zatrzymanych osób. Przed nami rzeka. W niej resztki zniszczonego mostu. Na brzegu niemiecki łazik, a raczej jego fragmenty.
,,Poloki wysadzili most” – słyszymy z ust Ślązaka w niemieckim mundurze. „Na brzegu podłożyli miny. Nasz samochód chciał przejechać obok przez rzekę. Wjechał na zastawioną minę i wyleciał w powietrze. Jakiś oficer z żołnierzami zbliża się do nas ,,komm, komm, schnell” – coś nakazuje. Podejrzewają, że min jest więcej.
,,Weśta się za ręce” – tłumaczy Ślązak. Ławą obok siebie rusza żywy łańcuch trzymających się za ręce ludzi, pędzonych przez Niemców brzegiem piaskowej plaży, by spowodować wybuch ukrytych min. Chodzimy tam i z powrotem, każą nam jeszcze raz i jeszcze raz i tak kilkakrotnie z duszą na ramieniu. Wybuchnie czy nie wybuchnie. Na szczęście nic już nie wybuchło. W duchu dziękuję modlitwą. Lecz oni pędzą nas do roboty. Karzą wycinać rosnące w pobliżu drzewa i układać w miejscu wysadzonego mostu. Powstaje prowizoryczna przeprawa. Woda przepływa pomiędzy gałęziami, a wyżej układamy zebrane z wysadzonego mostu deski umożliwiają przejście na drugą stronę rzeki. Niemcy chcieli zemścić się za to, co wydarzyło się w tym miejscu.
„Wy wszystkie pójdźieta do Dachau” – mówi Ślązak. „Tam nauczą was pracować”. Dachau to coś niedobrego, wymieniam z bratem Czesławem uwagi, trzeba wiać. Rowery nasze stały nieopodal. Wyczekaliśmy dogodnego momentu. Chwytamy za rowery i uciekamy. Zatrzymaliśmy się dopiero w Nadmie.