Szanowni Państwo,
zachęcam Państwa do przeczytania obserwacji przyrodniczej wiewiórczej rodziny, którą Pan Ryszard Marian Sawicki napotkał na przydomowym drzewie.
Zapraszam do lektury.
Nadchodzi wiosna. Przyroda zaczyna budzić się do życia. Odeszły w nicość dni szare i bure nie będą już psuć nam nastrojów. Słońce wysyła na złotych promieniach ciepło, za którym tak bardzo tęskniliśmy. Otaczające wokół nas drzewa, krzewy i trawy okazują już pierwsze oznaki życia. Niewidzialny zegar wiosny rozpoczął odliczanie, którego nie zatrzyma nikt. Otoczenie wokół nas zazielenia się soczyście. Za niedługo upiększone będzie niezliczoną ilością kwiatów. Jednym słowem jest OK, ale czy aby na pewno?
Niewidoczny wirus podeptał naszą codzienność zamykając nas w czterech ścianach nieskończonych ograniczeń. Ale nie wszyscy mają ograniczenia jak np. wiewiórka zamieszkująca w naszej gminie. Dokładnie jak na wiewiórczą panią przystało była przystojna, zapobiegliwa i trochę zaborcza. Jednym słowem prawdziwa markowianka. Jesienią pracowitość jej przekraczała wszelkie granice, zapobiegliwie wyniosła do swoich śpichlerzy wszystkie orzechy, których urodzaj był nienajgorszy, a robiła to z przysłowiową „głową”. Wybierała tylko orzechy połączone łodyżką tak, że w pyszczku miała zawsze po dwa orzechy do wyniesienia. Dla zmiany menu zimą pokazywała się na balkonie kosztując wyłożoną karmę dla ptaków. Więcej informacji KLIKNIJ TUTAJ