Szanowni Państwo,
zapraszamy do zapoznania się z tekstem o zbrodni katyńskiej popełnionej na Polakach 81 lat temu. Warto wiedzieć, że o tej straszliwej zbrodni poinformowano po raz pierwszy Londyn właśnie z Pustelnika. Więcej szczegółów w tekście przygotowanym przez Ryszarda Mariana Sawickiego, mieszkańca Marek, regionalisty, pasjonata lokalnej historii, członka Stowarzyszenia Marki-Pustelnik-Struga.
MARECKI ŚLAD ZBRODNI KATYŃSKIEJ. 3 KWIETNIA 1940 R. KOLEJNA 81. ROCZNICA
Bolesna rana drążąca sumienie każdego Polaka, do dziś wylewa się bolesną traumą nieprawdopodobnych czynów popełnionych przez człowieka na człowieku. Czy to byli ludzie? Należy mieć poważne wątpliwości, raczej bestie obleczone w ludzkie ciała. Bolesne odpryski ich szaleństwa dotarły do naszych Marek zostawiając nam smutne ślady pamiętania. Markowski cmentarz – tablica na grobie rodzinnym informuje: ,,Cyprian Milewski ur. 1916 r. zamordowany w Katyniu 1940 r.”
Grób rodziny Milewskich w tym tablica pamiątkowa poświęcona ŚP. Cyprianowi Milewskiemu. Cmentarz parafii pw. Św. Izydora Oracza przy ul. Bandurskiego w Markach
BEZPOŚREDNIE I POŚREDNIE PRZYCZYNY MORDOWANIA
Rano 17 września 1939 r. Sowieci łamiąc zawarte traktaty wkroczyli na ziemie Rzeczypospolitej. Zaskoczony Marszałek Śmigły-Rydz choć żołnierz i wobec zaistniałych faktów powinien walczyć, wydać rozkaz zdecydowanej obrony, nie czyni tego. Wieczorem wysyła do walczących wojsk polskich niezrozumiałą dyrektywę mówiącą min: ,,z Sowietami nie walczy. Władze polskie wzywając do unikania walk z Armią Czerwoną nie uznały jej wkroczenia za powód do wypowiedzenia wojny z Rosją i nie zrywają stosunków dyplomatycznych z Moskwą”. Najwyraźniej marszałek zamiast walczyć przywłaszczył sobie kompetencje Prezydenta, tylko Prezydent Rzeczypospolitej Polski, którym był wtedy Ignacy Mościcki miał prawo zgodnie ze stanem faktycznym podjąć decyzję o ogłoszeniu stanu wojny z Moskwą i rozgłaszać o tym na cały świat, wszelkimi dostępnymi środkami. Tego świętego obowiązku nie wykonał.
Dyrektywą marszałka Śmigłego Rydza spływające na Przedmoście Rumuńskie trzy nasze armie zostały zdezorientowane. Częściowo podjęły walkę z bolszewikami, drudzy dobrowolnie przechodzili do niewoli. Rosjanie większość schwytanych oficerów polskich osadzili w obozach Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa. Wobec błędu rządzących uwięzieni nie posiadali statusu jeńców wojennych. Ułatwiło to Sowietom podejmowanie decyzji co do dalszego ich traktowania. Warunki w obozach były potwornie złe, każdy z osobna wzywany na rozmowy, oceniali jego światopogląd i przydatności do systemu komunistycznego.
Tylko niewielu uznano za pozytywnie nastawionych do komunizmu. Zdecydowaną większość zaliczono jako zdeklarowanych wrogów nierokujących nadziei na poprawę. Znając przywiązanie Polaków do tradycji w Wigilię Bożego Narodzenia 1939 r. wywieziono z obozów wszystkich księży, do dziś los ich jest nieznany. W dniu 2 marca 1940 r. szef NKWD, Ławrientij Beria, wnioskuje Stalinowi rozładowanie polskich obozów przez likwidację jeńców. Na wniosku widnieją podpisy enkawudzistów oceniających poglądy przebywających w obozach Polaków: Wsiewłoda Mierkułowa, Bogdana Kobułowa, Leonida Basztakałowa.
Już w dniu 5 marca 1940 r. po długiej naradzie biuro bolszewickiej rady zatwierdziło wniosek Berii rozstrzelania bez przedstawienia zarzutów i decyzji o zakończeniu śledztwa.
Na wniosku widnieją podpisy: Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa, Mikojana , Kalinina.
Od 7 marca trwały w Moskwie narady najwyższych oficerów NKWD z niesłychaną dokładnością planujących mord. Po tygodniu opracowany plan gotowy był w szczegółach. Machina śmierci ruszyła, działała prawie bez zarzutu. Pod kierownictwem Piotra Supronienki opracowano specjalne wzory formularzy, w których czwarta pusta rubryka wypełniana była po zamordowaniu jeńca.
Jeszcze tylko biurokratyczny aparat musiał dopełnić wszystkich formalności, teczki z wypełnionymi wnioskami jeńców trafiły do Wydziału Specjalnego NKWD kierowanego przez Leonida Basztakowa i dwóch zastępców Berii, Wiesiewołodem Mierkułowem i Bogdanem Kubułowem. Wnioski rozpatrzyli pozytywnie. Stosowną uchwałą zakończyli proces decyzyjny, biurokratyczne formalności zostały dopełnione, nastąpiła druga faza – MORDOWANIE. Przed wyjazdem na miejsca kaźni wyprowadzano więźniów na fałszywą ścieżkę myślenia, każdemu dali do wypełnienia ankietę z zapytaniem, gdzie chciałby wyjechać po zwolnieniu z obozu. Następnie partiami rozpoczęto wywózkę. Na drogę w nieznane dostawali żywność, a nawet obozowy rarytas – śledzie zapakowane w szary papier, co u sowietów oznaczało szczyt elegancji. Więźniów utwierdzało to w nadziei, że jadą do domu. Transporty śmierci ruszyły.
3 kwietnia z Kozielska dotarł transport na stację Gniezdowo, niedaleko Lasu Katyńskiego.
4 kwietnia wyjechali na śmierć Polacy z Ostaszkowa do Kalinina ( dziś Twer).
5 kwietnia ze Starobielska wysłano pierwszą partię skazańców do Charkowa.
W Katyniu rozstrzeliwano nad dołami śmierci i w pobliskiej willi NKWD. Strzępki informacji od Iwana Tritakowa: mówią, że część Polaków mordowano w piwnicach wypoczynkowej willi NKWD zagłuszanych przez pracujący traktor. Jeden Polak miał wyrwać się z rąk oprawców i przedostać do zbrojowni. Bronił się biedak trzy dni. Kaci po nieudanej próbie zatopienia piwnic wpuścili do pomieszczeń gaz. Podczas rozstrzeliwania nad dołami śmierci jednemu udało się wyrwać z łap oprawców. Uciekając krzyczał nim go dopadli. Był słyszany przez okoliczną ludność. Ofiarom zaczęto wiązać nad głową płaszcze i sypać trociny.
W Kalininie (dziś Twer obecnie mieści się tam Instytut Medyczny) egzekucjami dowodził przybyły z Moskwy osobisty kat Stalina Wasilij Błochin, wykonawca około 50 tys. wyroków. Przed egzekucją przywdziewał skórzaną brązową cyklistówkę, długi skórzany płaszcz i rękawice z mankietami powyżej łokci.
Na początku operacji przeceniono możliwości Błochina. Każdej nocy rozstrzeliwał własnoręcznie po 330 Polaków, policjantów i oficerów. Po kilku dniach zażądał ustanowienia normy zabijania ofiar, bo zabijanie takiej ilości zbyt go męczyło, a niemieckie waltery przegrzewały się i zużywały zbyt szybko. Normę zmniejszono dowożąc mu co noc 250 jeńców.
Przebywał w Kalininie dwa miesiące. W tym czasie rozstrzelono 6311 polskich jeńców.
W Charkowie egzekucje przeprowadzano również w budynku administracji NKWD. Zazwyczaj po egzekucjach oprawcy urządzali pijatyki, wspomina jeden z nich. ,,Wódkę ma się rozumieć piliśmy aż do utraty świadomości. Co byście nie mówili praca do lekkich nie należała”.
Po kilku miesiącach na mocy rozkazu NKWD nr. 001365 z 26 października 1940 r. nagrodzono 125 uczestników egzekucji: Wasilija Błochina i jego najbliższych współpracowników bezpośrednio biorących udział w egzekucji: np.: Piotra Jakowlewa, Iwana Antonowa, Aleksandra Dimitriewa, Iwana Feldmana, Aleksandra Jemielianowa, Aleksandra Okuniewa, Demiana Siemienichina oraz braci Wasilija i Iwana Szygalewów.
Na liście nagród są też rosyjskie kobiety biorące pośrednio udział w czynnościach mordowania.
PIERWSZA WIADOMOŚĆ O ZBRODNI KATYŃSKIEJ POSZŁA W ŚWIAT Z PUSTELNIKA.
Dąb pamięci Aleksandra Tyszkiewicza. Teren kościoła parafii pw. Św. Izydora – Oracza w Markach
Wyjątkowe wspomnienia Teofila Rubasińskiego, który jako pierwszy Polak w 1942 r. odkrył groby polskich oficerów w Katyniu. W czasie II wojny światowej przymusowo wykonywał prace kolejarskie dla Niemców, m. in. w okolicach miejscowości Gniezdowo. W 1942 r. po uzyskaniu informacji od Polki mieszkającej w pobliżu odkrył groby polskich oficerów i w lesie katyńskim postawił krzyż brzozowy. Wkrótce uciekł z miejsca przymusowej pracy i wrócił do Polski. Przekazał Armii Krajowej naszkicowaną przez siebie mapę grobów polskich oficerów w lesie katyńskim. Mapa ta trafiła do władz polskich w Londynie w 1942 r., na rok przed odkryciem grobów przez Niemców.
Notacje Katyńskie. Teofil Rubasinski. Program wyemitowany przez TVP 1 w dniu 16 kwietnia 2020 r. o godz. 4.10. Czas trwania 11 minut.
https://www.telemagazyn.pl/serial/notacje-751184/odc508/
Relacja Teofila Rubasińskiego (fragmenty).
Nazywałem się Teofil Dolata jako mieszkaniec Wielkopolski włączonej do III Rzeszy, przymuszony zostałem do pracy na niemieckim pociągu roboczym ,,BAUZUG 2005 Mǘnchen.” Pociąg ten składał się z ośmiu wagonów warsztatowych w tym jeden z nich dostosowany był do celów mieszkalnych (po dwie osoby w jednym przedziale). Głównym zadaniem pociągu było remontowanie zniszczeń torów kolejowych za frontem wschodnim. Załogę stanowiło 45 osób, kierownictwo pociągu 10 Niemców w tym dwie kobiety prowadzące kuchnię. Wykonując roboty przy froncie wschodnim pociąg zatrzymał się na wysokości Kozie Góry, 300 metrów od Lasu Katyńskiego. W marcu dni stawały się coraz cieplejsze i wyposażenie warsztatu, kuźnię polową wynieśliśmy na zewnątrz obok wagonu. Pewnego dnia podeszła do nas kobieta i powiedziała w języku polskim dzień dobry, była Polką. Rozpocząłem rozmowę, powiedziała, że ma mi coś bardzo ważnego do powiedzenia. Pokazała las palcem oświadczając: ,,w tym lesie są masowe groby pomordowanych polskich oficerów”. Usłyszana wiadomość nie dawała mi spokoju. W jedną z sobót udałem się z kolegami Jankiem Wachowiakiem i Zygfrydem Musielakiem z postanowieniem, że sprawdzimy ten las. Wzięliśmy szpadle i łopaty. Niestety za pierwszym razem nie udało nam się nic znaleźć, nie daliśmy za wygraną. Udało nam się zasięgnąć języka. Sstarszy Rosjanin zaprowadził nas około kilometra dalej, wskazał palcem, usłyszeliśmy ,,tu kopcie jak chcecie zobaczyć ” Kopaliśmy ostrożnie wiedząc, że to nasi. Krótko to trwało i zobaczyliśmy polskie mundury. Płaszcze od góry zwłok niezniszczone, ale od spodu przegniłe. Leżeli twarzą do dołu z tyłu ręce skrępowane. Jeden obok drugiego, Oficerowie Wojska Polskiego, major i kapitan. Milczymy, bo żadne słowo nie odda naszych myśli z tego co czuje człowiek, gdy widzi swoich tak bestialsko pomordowanych. Zakopaliśmy, ostrożnie nakryliśmy darnią. Katyńskie mogiły polskich oficerów przemówiły. Następnym razem postawiliśmy w tym miejscu dwa brzozowe krzyże. W kwietniu BAUZUG nr. 2005 opuścił rejon Kozich Gór. Obmyśliłem plan ucieczki. Za Smoleńskiem podczas bombardowania zrealizowałem ucieczkę. Moim celem była Warszawa. Byłem poszukiwany przez Gestapo, rozesłano listy Gończe. Ucieczka moja obfitowała w wiele groźnych przygód, z których udawało mi się wyjść szczęśliwie. W końcówce los skierował mnie do sióstr zakonnych w Warszawie. Miejsce nie było dostatecznie bezpieczne więc siostry skierowały mnie z ustną rekomendacją do Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi w Pustelniku II. Siostry podjęły się mojego ukrywania.
Na przełomie listopada i grudnia 1942 r. przybył do mnie przyprowadzony przez ,,łączniczkę” Siostrę Jadwigę Wojciechowską przedstawiciel AK. por. Aleksander Kowalski. Większość rozmowy poświęcona była sprawie Katynia. Przekazałem też narysowany szkic terenu Katynia. Przy pożegnaniu por. Kowalski oświadczył, że jestem poszukiwany i gdybym chciał dla Polski coś zrobić to muszę zacząć od zmiany nazwiska. Później dowiedziałem się, że II-gi oddział Celków-Marki, utrzymywał codzienną łączność radiową z Londynem, więc mój przekaz dot. Katynia został wysłany. Około 20 grudnia otrzymałem dokumenty osobiste na nazwisko Władysław Kaczmarek. Pozwoliło mi to się poruszać. Siostry zakonne były inicjatorkami skontaktowania mnie z konspiratorami za co byłem im bardzo wdzięczny.
Wstąpiłem do drugiego rejonu Celków – Marki. Złożyłem przysięgę na ręce Aleksandra Kowalskiego ps. Marzec i Władysława Redlicha ps. Zamoyski, przyjąłem pseudonim,, Grab”.
Stałem się żołnierzem ZWZ- AK. 2-go plut. Kompani ,,OSIOWEJ” VII Obwodu ,,OBROŻA”W styczniu 1943 r. podjąłem pracę w Fabryce Papy i Izolacji br. Balickich w Pustelniku. W Marcu 1943 r. z przyczyn mi nie znanych AK ponownie zmieniła mi nazwisko na Rubasiński Teofil, które zatrzymałem już na stałe.
Tekst: Ryszard Sawicki
Opracował: Tomasz Paciorek