W tym roku spływaliśmy rzeką Bug na trasie Małkinia – Brok. Około godziny 9:00 wyjechaliśmy z Marek autokarem. Za, mniej więcej, półtorej godziny dotarliśmy do Małkini. Małkinia oddalona jest od naszych Marek o około 100 km. Tam czekał już na nas przewodnik i kajaki. (Małkinia to również miejscowość, w której urodził się słynny „kaowiec” z filmu „Rejs” – Stanisław Tym).
Szybko zapełniliśmy luki w kajakach prowiantem i niezbędnymi na podróż rzeczami, i po krótkim instruktarzu bezpieczeństwa pierwsze łódki kołysały się już na wodach Bugu. Za nimi następne i następne. W ciągu 15 minut cała wyprawa była już na rzece.
Bug to przepiękna rzeka. W wielu miejscach jeszcze dzika i niedotknięta ludzką ręką. Miejscami woda miała zaledwie 30 cm głębokości. W innych zaś punktach grubo ponad 2 metry. Płynęliśmy cichutko, tak żeby nie przestraszyć czapli, wyczekujących spokojnie na swoją zdobycz. W oddali było widać pływające łabędzie. Jedna z osad opowiadała, że widziała zaskrońca płynącego przy brzegu. Zapewne polował na żaby… Po kilku kilometrach pierwsza przerwa regeneracyjna. Przycumowaliśmy do wyspy położonej na środku rzeki.
Brzeg mulisty. Dużo muszli i muszelek. Ktoś w ręce złapał małą rybkę. Zastanawialiśmy się czy to koza, jazgarz czy może kiełb. Jednak nie było z nami fachowca w tej dziedzinie. Migawki aparatów zaczęły robić pierwsze zdjęcia. Komórki wysyłały na FB pierwsze selfie. Słonko przepięknie przygrzewało. Było ponad 25 C i leki wiaterek. Niebo zachwycało swym błękitem.
Ruszamy dalej. Bug robi się szerszy, a nurt szybszy. Po lewej stronie pierwsi wędkarze. Zapytani o wyniki połowów machnięciem ręki pokazywali puste sadzyki. Po około 4 godzinach płynięcia i pokonaniu 13 km dotarliśmy do Broku. Tu czekał na nas przewodnik. Oddaliśmy kajaki. W tym czasie pogoda załamała się. Spadł deszcz. Ochłodziło się. Na szczęście za kilka chwil byliśmy już pod wiatą w Nadbużańskim Ośrodku Edukacji (NOE). Lekko wygłodzeni czekaliśmy na kiełbaski i karkówkę z grilla. Niezastąpionym „szefem kuchni” okazał się nasz Marcin Tuźnik, który przyrządził potrawy według najlepszej receptury. Mięsa smakowały wybornie i każdemu.
Była też możliwość upieczenia kiełbasek na ognisku. Tu doborowym „ogniskowym” był Wojceich Wasikowski. Wojciech wykazał się doświadczeniem w rozpaleniu i podtrzymaniu płomienia.
Dzieci biegały i bawiły się na terenie ośrodka. Dostały nawet bezpłatnie gokarta do jeżdżenia. Biesiadne rozmowy w domowej atmosferze trwały do godz. 19:00. O tej porze przyjechał po nas autokar. Po godz. 20:00 byliśmy już w Markach… zmęczeni całodzienną wyprawą, ale uśmiechnięci, zadowoleni i opaleni.
PS. Z tego miejsca chciałbym podziękować Arturowi Rytel-Andrianikowi za perfekcyjną organizację spływu oraz Panu kierowcy Adamowi Gierejowi za przewóz autokarem, a Państwu szczerze polecam usługi tego przewoźnika.
Do zobaczenia za rok!
Więcej zdjęć kliknij TUTAJ