Czas minionej wojny to odległa przeszłość. ,,Gorzki wrzosu smak” brzmią słowa piosenki metaforycznie odnoszące się do tych bolesnych wydarzeń.
Chciałbym przedstawić Mareckiej młodzieży krótki kadr wiernie odzwierciedlający tamten czas. Jak wyglądały pierwsze wojenne dni w Pustelniku, przez co musieli przejść jego zwykli mieszkańcy.
Posłużę się fragmentem publikacji Jerzego Bulika p.t. ,,Kolejką Marecką do…?
Emocjonujący opis bezpośredniego świadka tych wydarzeń ukazuje Pustelnik we wrześniowej grozie, której doświadczyć przyszło jego mieszkańcom. Pan Jerzy mieszka obecnie w Kanadzie. Jest wykładowcą akademickim. Ciepło wspomina Pustelnik. Łączy nas wspólnie wzajemny sentyment wspomnień.
Ryszard Sawicki.
Jerzy Bulik. Dawny Mieszkaniec Pustelnika
Pustelnik. 6 września 1939 r. w opisie Jerzego Bulika ,,chłopaka z Pustelnika”.
,,Bombardowania nasiliły się. Były one głównie skierowane na Warszawę, ale i okolice Warszawy też dostawały swoją porcję. Słyszeliśmy nadlatujące samoloty i kryliśmy się przed nimi – zawsze istniała obawa, że pilot nie rozpozna czy to cywile czy wojsko i zaatakuje. Zwykle więc, gdy przelatywały samoloty wchodziliśmy do domu. Bardzo rzadko korzystaliśmy ze schronu, który ojciec wykopał w ogrodzie przed domem. Był to wąski, mający co najwyżej metr szerokości wykop, przykryty jakimiś deskami i przysypany grubą warstwą piasku. Schrony takie ludzie budowali na apel władz.
Piątego czy szóstego dnia wojny miał miejsce nalot wyraźnie skierowany na rejon, w którym mieszkaliśmy. Samoloty latały nad nami, często zniżały lot, słyszeliśmy wybuchy bomb. Matka nie lubiła schronu i przeczekiwaliśmy nalot w naszym mieszkaniu, kryjąc się w narożnikach ścian lub przy drzwiach – tam, gdzie mury najmocniejsze i gdzie nie mogły dotrzeć odłamki wpadające przez okno. Było rzeczywiście ,,gorąco”. Bliski , głośny warkot samolotów, terkotanie broni pokładowej nie pozostawiały wątpliwości co do tego, że to nasza okolica jest celem tego ataku.
W jakimś momencie usłyszeliśmy niewiarygodnie bliski, nasilający się, napawający człowieka narastającym przerażeniem świst spadających bomb. Przylgnęliśmy z matką do ściany i do siebie. Nastąpił wielki huk, w ułamku sekundy posypały się szyby z okien, do mieszkania wpadło przez okno wiele większych i mniejszych kamieni przemieszanych z piaskiem. Ziemia wyraźnie drgnęła pod naszymi nogami, poczuliśmy dziwny, nieznany nam do tej pory zapach trotylu. Powietrze wypełniło się kurzem, ale przede wszystkim pyłem ceglano-tynkowym. W tym momencie nie wiedzieliśmy skąd on się wziął, mieliśmy go pełno w nosie, w uszach , w oczach i ustach. Pierwszą reakcją było uciekać – może dom się zawali, może się zapali. Wybiegliśmy z matką i kilkadziesiąt metrów od domu położyliśmy się płasko na ziemi pod drzewem przy parkanie jakiejś posesji. Matka zasłoniła mnie sobą, ale udało mi się znaleźć w tej żywej osłonie dziurkę, przez którą obserwowałem krążące nad Pustelnikiem samoloty. Wykonywały różne manewry, wyglądały groźnie, czułem się wobec nich bezbronną ofiarą. Po kilku minutach nalot się skończył.
Wróciliśmy do domu i pierwsze co nam się rzuciło w oczy to nasz odmieniony, zapadnięty schron, bomba trafiła dokładnie w ten schron. Gdybyśmy byli w schronie już byśmy nie żyli. Gdy przyszliśmy już nawet jacyś sąsiedzi zaczynali schron rozkopywać uważają, że w środku mogą być zasypani ludzie , ale uspokoiliśmy ich, że w schronie nikogo nie było.
Drugie co zobaczyliśmy to brak sąsiadującego z naszą posesją domu naszych kuzynów Ruszczykowskich. W miejscu domu był teraz olbrzymi, głęboki krater. Fachowcy mówili, tonowa trafiła w dom Ruszczykowskich, dwie mniejsze trafiły w nasz schron i w szosę. Dziura w szosie rzeczywiście uczyniła szosę w tym miejscu nieprzejezdną”.
Na sąsiedniej posesji , w pobliżu domu rodziny Ruszczykowskich bliżej szosy znajdowała się przychodnia dla dzieci ,,KROPLA MLEKA” z racji pięknego wyglądu nazywana ,,Bąbonierką”. Ona też podzieliła los sąsiedniego domu, została zmieciona podmuchem bomby, pozostał po niej betonowy fundament, dobre miejsce do zabaw dla nas powojennych dzieciaków. Kropla mleka już nigdy nie została odbudowana.
,,Po tym pierwszym bezpośrednim bombardowaniu matka obawiała się pozostawać w domu w czasie dnia. W związku z tym wczesnym rankiem kiedy lotnictwo Niemieckie nie było jeszcze aktywne, opuszczaliśmy dom i wracaliśmy o zmierzchu. Dzień spędzaliśmy w jakimś miejscu daleko od szosy i linii kolejki , czasami był to las, czasami była to jakaś wieś. Nie byliśmy w tych wyprawach sami, towarzyszyła nam nasza sąsiadka i przyjaciółka matki, pani Kazia Aksamitowska z dziećmi, byli też ludzie inni z naszego sąsiedztwa.
Może te bombardowanie nie miało by miejsca, gdyby 4 września z pobliskiego lotniska w Zielonce nie przebazowana została 111 i 112 eskadra Brygady Pościgowej do Zaborowa. Dotąd skutecznie odpędzali niemieckie wyprawy na Warszawę i skutecznie strzegli naszych okolic. Czego najlepszym przykładem jest zestrzelenie w dniu 3 września Niemieckiego myśliwca Messerschmitt Bf -110 przez polski myśliwiec PZL-11. Powietrzna walka toczyła się nad północną strefą Pustelnika i Mareckim lasem, bacznie obserwowana przez okoliczna ludność. Po opuszczeniu przez Polskich lotników lotniska w Zielonce Niemieccy piloci czuli się nad Pustelnikiem zupełnie bezkarnie.
,,To przeżycie zostało w nas na zawsze. Groza wybuchów bomb padających w bezpośredniej bliskości, świadomość, że byliśmy tak blisko śmierci, gdybyśmy byli w schronie zginęlibyśmy od bezpośredniego wybuchu, gdyby któraś z bomb spadła kilkanaście metrów bliżej nas trafiłaby w dom i zginęlibyśmy pod gruzami domu. SZCZĘSCIE? OPATRZNOŚĆ?”
W tym domu przy ulicy Dużej 2 pan Jerzy przeżywał z matką grozę bombardowania. Pierwsze wejście prowadziło do mieszkania państwa Aksamitowskich, pan Kazimierz Aksamitowski był maszynistą parowozu kolejki. W drugim wejściu mieszkał pan Bulik z rodzicami, a na massandrowym poddaszu mieszkała pani Lisowska kierowniczka szkoły podstawowej w Pustelniku
W głębi za domem była posesja i zbombardowany dom Ruszczykowskich, a w prawo do szosy zniszczona dziecięca przychodnia ,,Kropla Mleka”. Po wojnie zachowały się jeszcze leje po zrzuconych bombach w Pustelniku. Jedne wypełnione wodą, jako doskonałe środowisko dla żab, inne służyły ludności do składowania śmieci i odpadów aż do całkowitego ich wypełnienia, a jeszcze inne świetne do zabawy pod nazwą ,,karuzela”. Szybki bieg okrężny po stożkowej powierzchni leja odchylał sylwetkę biegacza w pozycję na wpół leżącą. Była to sympatyczna zabawa połączona z rekreacją.
Ryszard Sawicki.