5 stycznia br., w wieku 100 lat zmarła w Warszawie Lidia Lwow-Eberle ps. „Lala”, „Ewa”, sanitariuszka Armii Krajowej, Panna Wyklęta, towarzyszka życia majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” z 5. Brygady Wileńskiej. Uroczystości pogrzebowe zorganizowane 22 stycznia br., w 168. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, miały charakter państwowy, z udziałem asysty honorowej Wojska Polskiego oraz najwyższych władz państwowych – Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy oraz Premiera Mateusza Morawieckiego.
„Dziękuję za wolną Polskę – Pani i Pani towarzyszy broni krwią wywalczoną, Pani cierpieniem odzyskaną – powiedział Prezydent Andrzej Duda – Żegnamy Panią z dumą, patrząc na wielki przykład patriotyzmu. Na dziewczynę, na kobietę, która choć była rosyjskiego pochodzenia, to miała polskie serce, kochała Polskę i była gotowa oddać za nią życie. Za to życie dla Polski z całego serca dziękujemy”.
Gwoli przypomnienia, Pani Lidia Lwow pochodziła z arystokratycznej rodziny rosyjskiej, której przodkiem był kompozytor Aleksiej Lwow, twórca hymnu carskiej Rosji z 1833 r. Pochodzenie z wyższych sfer było powodem opuszczenia bolszewickiej Rosji przez rodziców Pani Lidii i przyjazdu w okolice Nowogródka.
W trakcie mowy pożegnalnej na pogrzebie Sanitariuszki „Lali” Premier RP Mateusz Morawiecki zwrócił uwagę na to, że:
„Miłość do polskiej kultury, historii i tradycji uczyniła z [Pani Lidii Lwow-Eberle] jedną z największych Polek. Należała do pokolenia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (ur. 22 stycznia 1921 r.) oraz Tadeusza Gajcego. Razem z nimi krzewiła dobro, solidarność, walczyła o wolność, snuła miłość. Ale też w tych barbarzyńskich latach II wojny światowej stanęła na wysokości zadania, jak nasi najwięksi bohaterowie. W Polsce odnalazła szczęście, miłość, ale także tu wszystko jej zabrano: wolność, miłość i próbowano zabrać godność, ale nie dała sobie jej odebrać. Swoim pięknym, długim życiem połączyła epoki i pokazała, że cierpliwa, heroiczna praca organiczna służy zachowaniu polskości i przechowaniu największych wartości”.
Po aresztowaniu w czerwcu 1948 roku, na skutek zasadzki na południu Polski, we wsi Osielec koło Makowa Podhalańskiego i Suchej Beskidzkiej, gdzie ukrywała się wraz z majorem Szendzielarzem „Łupaszką”, Sanitariuszka „Lala” wyrokiem sądu z 1952 r. została skazana na dożywocie. Jednak w więzieniu nie traciła pogody ducha. W miarę możliwości szlifowała język francuski i w głowie układała wiersze.
„Lidia Lwow była więziona w bydgoskim Fordonie i szczególnie ciężkim więzieniu dla kobiet w Inowrocławiu (w izolatce). Z uwagi na zły stan zdrowia, 26 listopada 1956 r. uzyskała zgodę na przerwę w odbywaniu kary. Dopiero w styczniu 1957 r. na skutek rewizji nadzwyczajnej prokuratora generalnego PRL złagodzono jej wyrok do 15 lat więzienia, a następnie darowano jej odbywanie reszty kary. (…) Wszyscy oskarżeni w jej procesie mężczyźni otrzymali wyroki śmierci, które wykonano w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie 8 lutego 1951 r. Biuletyn IPN NR 11 listopad 2020
W styczniu 1951 r. władze zezwoliły na ostatnie, pożegnalne widzenie „Lali” i „Łupaszki” w więzieniu na Mokotowie. Szendzielarz poradził, aby sanitariuszka skończyła studia i wyszła za mąż.
„Rozmawialiśmy, choć ja właściwie milczałam, to Zygmunt mówił – wspomina Lidia Lwow – Zapamiętałam tylko tyle: Ucz się i wyjdź za mąż. Tak mi powiedział”.
Tak też się stało. W 1957 r., za namową Pawła Jasienicy, rozpoczęła studia archeologiczne w Instytucie Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Tam też poznała młodszego od siebie o 15 lat historyka Jana Eberle, za którego wyszła za mąż w 1961 r. Studia ukończyła rok później jako magister archeologii i wkrótce, będąc już po czterdziestce, urodziła córkę Justynę. Wypełniła testament „Łupaszki”.
Była kustoszem w Komisji Archeologicznej Obywatelskiego Komitetu Odbudowy Zamku Królewskiego i uczestniczyła w odbudowie zamku. W 1973 r. stworzyła unikalne Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych i nim kierowała. Przez wiele lat pracowała w Muzeum Historycznym m. st. Warszawy, m. in. z Bożeną Falkowską-Dybowską, od której w dniu pogrzebu wiązankę biało-czerwonych kwiatów, również w imieniu koleżanek z muzeum, złożyła przy urnie w kolumbarium córka Joanna Dybowska.
Podczas ostatnich spotkań z okazji setnych urodzin, obchodzonych 14 listopada 2020 roku, Jubilatka kilkakrotnie powtórzyła, że miała „piękne życie”. Słowa te padły również w obecności Pani Prezydentowej Agaty Kornhauser-Duda, która osobiście odwiedziła Panią Lwow w listopadzie. Słyszeli to również członkowie Fundacji „Nie Zapomnij O Nas, Powstańcach Warszawskich”, którzy jako pierwsi poinformowali o śmierci sanitariuszki „Lali”.
„Za wybitne zasługi w upowszechnianiu wiedzy o działalności polskiego podziemia niepodległościowego w czasie II wojny światowej, za działalność kombatancką i społeczną”, Prezydent Andrzej Duda nadał w listopadzie 2020 r. Lidii Lwow-Eberle Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.
Pani Lidia była wieloletnią mieszkanką warszawskich Bielan, aktywnie zaangażowaną społecznie. Odważnie głosiła prawdę o Żołnierzach Wyklętych już na początku lat 90-tych, kiedy partyzanci podziemia antykomunistycznego byli ciągle jeszcze nazywani „bandytami”. Została pochowana na Cmentarzu Powązki Wojskowe w Warszawie, w Panteonie Żołnierzy Polski Walczącej „Pro Memoria”.
Na uwagę zasługuje postawa Pana Premiera RP Mateusza Morawieckiego, który w kondukcie żałobnym na Powązkach towarzyszył swojej mamie poruszającej się na wózku inwalidzkim. Pan Premier dał piękne świadectwo troskliwego syna, który naturalnie, bez skrepowania, staje za sterem wózka mamy i pomaga jej przemieszczać się po cmentarzu. Widok niespodziewany, chwytający za serce.
fot. Bogusława Sieroszewska
Choć pandemia i obostrzenia zniechęcają do podróży, na pogrzeb sanitariuszki „Lali” zjechała cała Polska. Najliczniej reprezentowane było chyba Pomorze, Trójmiasto, łącznie z Anną Dąbrowską z Sopotu z naręczem biało-czerwonych goździków, które zostały złożone… na szczycie kolumbarium Pro Memoria.
Z Koszalina przyjechała Grupa Rekonstrukcji Historycznej GRYF, kultywująca pamięć o V Wileńskiej Brygadzie AK i por. Zdzisławie Badocha ps. „Żelazny”.
Uroczystości pogrzebowe to okazja do spotkania ludzi z różnych zakątków kraju, którzy wytrwale zabiegają o prawdę i pamięć o najnowszej historii Polski, zaniedbywanej, wręcz pomijanej w programach szkolnych. Poznawanie najnowszej historii Polski, często na własną rękę w okolicznościach takich jak pogrzeby bohaterów narodowych, w luźnych rozmowach, daje Polakom możliwość nawiązania nici porozumienia, a nawet zadzierzgnięcia znajomości, które podtrzymywane są całymi latami.
fot. Bogusława Sieroszewska
Gdański lekarz Jerzy Milewski, doradca społeczny Prezydenta Andrzeja Dudy, w luźnej rozmowie przypomniał o zapomnianym programie brytyjskiego kanału Channel Four Europe pt. „Lech Walesa: loathed or a legend? (znienawidzony czy legenda) zrealizowanym przez angielskiego dziennikarza Matta Frei’a, który w październiku 2013 roku przyjechał do Gdańska, kolebki Solidarności’80. Po raz pierwszy w programie skierowanym do widza z Zachodu została przedstawiona druga twarz Lecha Wałęsy. Dziennikarz Matt Frei utrwalił wypowiedź Brunona Baranowskiego, w której stoczniowiec z żalem w głosie mówi, że Lech Wałęsa zdradził Solidarność’80, sprzeniewierzając się wartościom, o które walczyli w gorące sierpniowe dni. W programie ukazana jest ruina Stoczni Gdańskiej, a przy jej słynnej bramie nr 2 Jerzy Milewski, w towarzystwie przywódcy strajku w Sierpniu’80 w Stoczni Gdynia – Andrzeja Kołodzieja, wyraża zaniepokojenie, że ktoś nami Polakami rozgrywa, bawi się Polską, dążąc do własnych celów…
Na Powązki Wojskowe z Lublina przyjechała, aby pożegnać Sanitariuszkę „Lalę” pani Magdalena Zarzycka-Redwan, urodzona w więzieniu NKWD na Zamku w Lublinie! W 1948 r., jej matka w zaawansowanej ciąży wraz z ojcem zostali aresztowani za ukrywanie w domu partyzantów podziemia antykomunistycznego. Kobieta urodziła w trakcie tortur i zaraz zmarła. Niemowlę wychowywały więźniarki. Jedna z nich przez dwa tygodnie nawet karmiła je własną piersią! Po 2 latach mała Magda z więzienia trafiła do domu dziecka. Parę lat temu IPN znalazł szczątki jej matki w Lublinie. Z pogrzebu Pani Zarzycka wyjechała z marecką opowieścią pt. „W Pałacyku po Bitwie”, która mówi o Bitwie Warszawskiej 1920 roku, widzianej z perspektywy podwarszawskich Marek i angielskich mieszkańców Pałacyku Briggsów, w którym 100 lat temu, na czas bitwy, mieścił się sztab i kwatera generałów.
Na pogrzeb płk. Lidii Lwow-Eberle z Sokołowa Podlaskiego przyjechała pani Krystyna Zięba, której ojciec i stryj byli partyzantami 6. Brygady Wileńskiej dowodzonej przez kpt Władysława Łukasiuka ps. „Młot”. Do jej rąk nie mógł nie trafić Pamiętnik Jerzego Nowickiego ps. Plastuś zaprzysiężonego przez tego samego dowódcę w lasach pod Ciechanowcem. W taki o to sposób oddolnie podtrzymywana jest pamięć historyczna.
Polityka historyczna prowadzona od 2015 roku przez państwo polskie jest widoczna, wyrazista i konsekwentna. Prawdziwi bohaterowie są honorowani, a na sztucznie i niesłusznie wykreowanych, których teczki zostały celowo zniszczone po zakwalifikowaniu jako materiały „bezwartościowe” [czytaj: kluczowe] lub zaginęły, trafiając do czyjejś szafy, spuszczana jest zasłona milczenia.
Wiele na to wskazuje, że takim pseudo bohaterem, był pochowany 19 stycznia br. kierowca bł. ks. Jerzego, kapłana i męczennika, Waldemar Chrostowski TW „Desperat”. Wiele osób nadal pamięta Chrostowskiego jako przyjaciela ks. Jerzego Popiełuszki, bo tak był przedstawiany przez propagandę władz komunistycznych. Jednak, według dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego, który od trzech dekad bada sprawą morderstwa księdza Jerzego, rodzina zamordowanego kapelana „Solidarności’ nie chciała ani znać ani mieć nic wspólnego z Chrostowskim po śmierci kapłana. Na kilka miesięcy przed swoją śmiercią, sam ks. Jerzy chciał się pozbyć podejrzanego kierowcy, bo przestał mu całkowicie ufać. Zdarzeniem, które powstrzymało kapłana przed drastycznym krokiem i uśpiło jego czujność był fakt podpalenia przez „nieznanych sprawców” mieszkania kierowcy, które jak się później okazało, było i tak „puste”, opróżnione z mebli i sprzętu przez samego Chrostowskiego dzień wcześniej.
w kościele p.w. Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w Warszawie, 19 stycznia 2021 r.
Pogrzeb Waldemara Chrostowskiego nie miał charakteru państwowego. Jenak nawet fakt wybrania kościoła Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu na mszę pogrzebową i podejście z trumną kierowcy do grobu bł. ks. Jerzego Popiełuszki, ofiary opresyjnego i obrzydliwego reżimu gen. Kiszczaka, w którym kierowca najprawdopodobniej miał swój udział, budzi niesmak. Nie było asysty honorowej Wojska Polskiego na pogrzebie ani u kierowcy Waldemara Chrostowskiego ani u gen. Czesława Kiszczaka w 2015 r. Państwo polskie przestało relatywizować historię, prowadzi politykę historyczną, której celem jest oddanie czci tym, którzy na to zasługują. Państwo polskie zaczęło przesiewać dobrych od złych tak, jak przesiewa się ziarno od plew.
Po 40 latach od powstania Solidarności’80, spełnia się marzenie młodych opozycjonistów, którzy przez reżim dyktatora stanu wojennego gen. Wojciecha Jaruzelskiego (notabene w czerwcu 2014 r. chowanego z najwyższymi honorami państwowymi) byli skazani na opuszczenie ojczyzny z paszportami w jedną stronę, którzy za chlebem musieli emigrować za Wielką Wodę, tak jak w przypadku śp. Andrzeja Butkiewicza i jego dwóch braci – Macieja i Janusza. Dzisiaj Polska budzi się i zaczyna odróżniać zdrajców od bohaterów, co musi cieszyć tych, którzy całe życie marzyli o dziejowej sprawiedliwości i odeszli już w zaświaty na wieczną wartę.
Cześć ich pamięci.
W dniu pogrzebu, z inicjatywy Redaktora Naczelnego Biuletynu IPN Jana Rumana została odprawiona Msza Św. za duszę zmarłej płk Lidii Lwow-Eberle w kościele p.w. Św. Ducha na Placu Grzybowskim. Mszę odprawił kapelan Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL – ks. Tomasz Trzaska.
Kolejna Msza Św. za duszę śp płk Lidii Lwow -Eberle zostanie odprawiona w Środę Popielcową 17 lutego br. o godz 9.00 w kościele NMP przy ul. Nobla 16 na Saskiej Kępie. Intencja koleżanki z Muzeum Historycznego m. st. Warszawy – pani Bożeny Falkowskiej- Dybowskiej.
Tekst i zdjęcia Bogusława Sieroszewska